Taupo Ironman 70.3

Jeśli obserwujecie Danki konto na Instagramie, to mogliście zauważyć, że kilka tygodni temu zmagałem się z samym sobą w triathlonie na dystansie tzw. połówki Ironmana (czyli: 1,9 km pływania, 90 km na rowerze i 21 km biegiem). Ale zacznijmy od początku…

Gdy przyjeżdżaliśmy rok temu do Nowej Zelandii, to myślałem, że odpuszczę triathlon na jakiś czas – bieganie owszem, czasami jakiś basen lub pływanie w oceanie, ale roweru nie miałem, więc nawet gdybym chciał to treningi i zawody odpadały. Wszystko zmieniło się po 3 tygodniach, gdy w Auckland odbywały się zawody Ironman 70.3 (czyli właśnie połówka). Wtedy wróciły emocje związane ze startem i porzucona wcześniej chęć sprawdzenia się na dystansie dłuższym niż tzw. ćwiartka. Kupiłem rower, kupiłem piankę i mniej więcej od kwietnia zacząłem na poważnie myśleć o starcie w grudniowych zawodach nad jeziorem Taupo. W maju zapadła decyzja – startuję! Pakiet startowy zakupiony, nie było już odwrotu. Przez te kilka miesięcy między majem, a grudniem przepłynąłem 65km na basenie, przejechałem 2448km na rowerze i przebiegłem 830km. W sobotę 12 grudnia miałem się przekonać, czy to wystarczy.

Do Taupo pojechaliśmy już w czwartek po pracy, aby w piątek spokojnie spędzić czas na miejscu i przygotować się do startu.  Trzeba było odebrać pakiet startowy, wprowadzić rower do strefy zmian i…wyczyścić piankę. To była nowość, bo na zawodach w Polsce nigdy nie było o tym mowy. Tutaj natomiast bardzo dbają o czystość jeziora oraz boją się bakterii, które mogłyby wpłynąć na florę i faunę wody, więc czyszczenie pianki było obowiązkowe.

ironman_checkin

taupo_numerek

Po tych formalnościach mieliśmy chwilę podziwiać okolice jeziora, a trzeba przyznać, że to największe jezioro na półkuli południowej, położone jest bardzo malowniczo.

danka_taupo

kuba_taupo

Przyszedł czas na sobotę, czyli sprawdzian sił i możliwości. Pobudka 03:50 rano, na śniadanie tosty z masłem orzechowym i miodem, do tego kawa i o 04:30 byliśmy już w samochodzie. Na miejsce startu udało się dojechać kilka minut przed piątą, dzięki czemu o miejsce parkingowe nie było jeszcze tak trudno. Pozwoliło to też na spokojne uporządkowanie rzeczy w strefie zmian i przygotowanie mentalne do startu. Oczywiście Danka przez cały czas była ze mną, dodawała mi otuchy, dokumentowała wszystko co się działo i pilnowała, abym o niczym nie zapomniał. Godzina 06:15 – startuje pierwsza grupa, a 0 06:24 już jestem w wodzie i słyszę sygnał do startu – trzeba napierać! Pierwszy szok? Nawet kilkaset metrów od brzegu jezioro było idealnie przejrzyste! Jakże miła to odmiana po wszystkich startach w Polsce, a szczególnie w poznańskiej Malcie. Po około 44 minutach wychodzę z wody, plan wykonany z minutową nawiązką. Okazuje się, że do strefy zmian trzeba przebiec jakieś 600 metrów i to dość mocno pod górkę. Na szczęście sił jeszcze mam sporo, więc nie oglądam się za siebie i po chwili jestem już na rowerze. Pogoda idealna, bo słońce za chmurami, a wiatr tylko lekko dmucha. Nawet nie wiedziałem kiedy to 90 km minęło, a ja już wjeżdżałem z powrotem do miasta i słyszałem Dankę i jej kibicowski dzwonek 🙂 Został ostatni etap – półmaraton po pagórkowatym terenie koło jeziora. Tutaj pogoda już typowo nowozelandzka – 5 minut słońca, 5 minut deszczu. Pierwsze 10 km biegło się dobrze, tempo zgodnie z planem, a wręcz ciut szybciej, bo jakoś tak ciężko było zwolnić, nogi same niosły. Druga połowa biegu nie była jednak już tak radosna, zacząłem czuć w nogach pokonany dystans, a szczególnie wszystkie podbiegi. Ale wiedziałem, że czym szybciej będę biegł, tym szybciej będę mógł odpocząć na mecie 🙂 No i w końcu jest, widzę ją, jest Danka, a obok niej meta! 🙂 Czas 05:57:20, czyli zdecydowanie powyżej oczekiwać, które sam sobie wyznaczyłem. Ale z taką kibicką i takim wsparciem bliskich musiało się udać 🙂

taupo_medal

taupo_kibic

Miały się tutaj pojawić zdjęcia ze startu, ale bylem taki mądry, że nieopatrznie je skasowałem. Jest za to film i te kilka zdjęć, które się uchowały 🙂

Kiedy kolejny jakiś start? Chyba razem z Tomaszem, który do nas przylatuje już w marcu 🙂

P.S. Polecam Wam też blog Człowieka Szpinaka, czyli Pawła, który mnie tutaj na miejscu motywuje i pomaga 🙂

You Might Also Like