Sylwester 2015
Każdy z nas ma swój ulubiony sposób na spędzenie Sylwestra. Niektórzy lubią wielkie bale, inni domówki, a my co raz bardziej lubimy podróże. W zeszłym roku właśnie w ostatni dzień roku lądowaliśmy w Auckland i rozpoczynaliśmy naszą przygodę na nowozelandzkiej ziemi. W tym roku postanowiliśmy spędzić Sylwestra i pierwsze dni w 2016 roku pod namiotem i maszerując kilka godzin dziennie. A gdzie? W parku narodowym Abela Tasmana, robiąc tzw. great walk : Abel Tasman Coast Track, czyli czekały na nas złote plaże, ukryte wodospady, bujny las i ogrom natywnych ptaków. Był to nasz pierwszy wielki spacer, więc nie wiedzieliśmy do końca jak nasze 5 dni spacerowania będzie wyglądało. Czy było fajnie, dowiecie się z tego i kolejnych postów (niecierpliwi mogą od razu obejrzeć relację wideo).
Dzień I
Pierwszy dzień naszej przygody rozpoczęliśmy od pobudki o 5 nad ranem w Auckland. Szybki prysznic, śniadanie i biegusiem na autobus, który zawiózł nas na lotnisko. Plecaki udało się szybko odprawić i mogliśmy spokojnie czekać na nasz samolot. I tutaj czekała nas pierwsza niespodzianka – nie musieliśmy przechodzić przez stanowiska ochrony i sprawdzenie bagaży podręcznych; taki drobiazg, a jednak sprawił, że podróż była jeszcze milsza. Przed 10-tą lądowaliśmy już w Nelsonie, małym miasteczku malowniczo położonym między oceanem, a górami. Później już tylko szybkie zakupy, kawa i busem ruszyliśmy do miejsca naszego startu, czyli Marahau. Na miejscu okazało się, że na niebie nie ma żadnej chmury, a z nieba leje się żar, nie najgorsza pogoda na ostatni dzień grudnia. Wysmarowani olejkiem do opalania i z pakunkami na plecach zaczęliśmy iść w stronę naszego noclegu – Torrents Bay. Pierwsze kilka chwil było ciężkie, bo plecaki do najlżejszych nie należały, a wiedzieliśmy, że przed nami około 5 godzin spaceru. Na szczęście już po kilku minutach naszym oczom ukazały się przepiękne widoki lazurowego oceanu, złotych plaż i zielonego lasu, a plecaki stały się jakby ciut lżejsze.
Pierwsze 2 godziny pokonaliśmy ze sporą werwą, robiąc sobie przerwę na plaży, gdzie przywitała nas skoczna i radosna foczka. Poźniej cały dzień podróży zaczął dawać nam się we znaki, a nasze kroki stawały się coraz krótsze i wolniejsze. Na szczęście za każdym zakrętem czekały na nas jakieś przyrodnicze niespodzianki, które dodawały nam sił.
W końcu około godziny 18:30 dotarliśmy do Torrents Bay, gdzie mogliśmy zrzucić plecaki, zdjąć ciężkie buty i rozstawić namiot. Byliśmy dość mocno zaskoczeni, gdy okazało się, że na miejscu jest sporo osób. Z premedytacją ominęliśmy wcześniejszy punkt noclegowy Anchorage, gdzie znajdowała się pierwsza na trasie chatka, gdyż myśleliśmy, że to tam będą tłumy. Prawda była taka, że w Torrents Bay znajduje się mała wioska, w której stoi kilka domów, więc nie było mowy o spokoju i ciszy, tym bardziej w sylwestrową noc. Walczyliśmy ze sobą dość długo, ale jednak o 21-ej sen okazał się mocniejszy i polegliśmy na materacach myśląc, że ominie nas odliczanie o północy. Nic bardziej mylnego, bo przed dwunastą rozpoczęło się huczne świętowanie, a o północy w niebo wystrzeliły fajerwerki. Było to dość mocne zaskoczenie, bo przypomnę, że nocowaliśmy w środku parku narodowego. Ale tutaj podobno mają taką coroczną tradycję, a wiadomo, że tradycja to rzecz święta 🙂
Dzień II
Zmęczeni poprzednim dniem i dość głośną nocą leniwie wstaliśmy rano, zjedliśmy nasze śniadaniowe kanapki z masłem orzechowym i ruszyliśmy w drogę. Czekało na nas około 4 godzin wędrowania z przystankiem w Bark Bay i rozstawieniem namiotu w Onetahuti Bay. Jednym z ciekawszych momentów dnia była wędrówka po wiszącym moście, który jak na złość bujał się pod każdym naszym krokiem.
Onetahuti Bay to piękna plaża, więc nie mogliśmy się powstrzymać i po marszu w upale musieliśmy się zanurzyć w orzeźwiającej wodzie. Okazało się przy okazji, że Danka miała jeszcze sporo zmagazynowanej energii, bo z zimnej wody wyskakiwała jak poparzona 😉 Wieczorem przysiedliśmy się do pary geologów z Houston, z który toczyliśmy miłe dyskusje na temat podróży, życia w USA i Nowej Zelandii, a nawet sytuacji politycznej w Polsce. Tak nam się dobrze rozmawiało, że nawet nie czuliśmy jak podstępnie muchy piaskowe (ang. sand flies) zaczęły nas gryźć, zostawiając na skórze czerwone i swędzące ślady (jeśli myślicie, że ukąszenia komarów są denerwujące, to poczekajcie na piaskowe muchy i od razu zmienicie zdanie). Zmęczeni i szczęśliwi udanym dniem poczłapaliśmy do namiotu spać, licząc na spokojną noc, która pozwoliłaby nam odbudować nasze siły. Oczywiście nie było tak pięknie, bo około 3 nad ranem usłyszeliśmy jak krople deszczu uderzają w nasz namiot. Pozostało tylko czekać do poranka z nadzieją, że namiot nas nie zawiedzie i powstrzyma deszcz przed wdarciem się do środka.
A o tym jak maszerowało się w deszczu przeczytacie już w krótce w kolejnym poście 🙂
Praktyczne informacje:
- Abel Tasman Coast Track prowadzi przez park narodowy Abela Tasmana, położony w samym centrum północnego wybrzeża południowej wyspy Nowej Zelandii i jest to najmniejszy park narodowy w kraju
- Cały spacer to 51 kilometrów poprzez gęsty las oraz zatoki pełne złotego piasku.
- Na tym Great Walku można nocować w chatkach lub pod namiotem. Jest dość sporo miejsc noclegowych. Pamiętajcie tylko, że każde miejsce trzeba zarezerwować wcześniej, a miejsca szybko się kończą.
- Zamiast spacerować, wybrzeże Abela Tasmana można podziwiać z wody płynąc kajakiem. Dzięki temu można zatrzymać się również na pobliskich wysepkach i zaprzyjaźnić się z mieszkającymi tam fokami.
- Widzieliśmy sporo osób, które pokonywały wyłącznie wybrany kawałek trasy. Jest możliwe korzystając chociażby z usług wodnych taksówek.
- Great Walk to tylko jedna z tras prowadzących przez park. Tutaj znajdziecie dobrą listę możliwych spacerów.
- Inną opcją jest przemierzenie ścieżek rowerem górskim, ale jest to możliwe tylko zimą (maj – październik).
- Na początek naszej trasy dostaliśmy się lecąc z Auckland do Nelson. Stamtąd mieliśmy zamówionego busa, który zawiózł nas na start, czyli do Marahau. Trasę kończyliśmy w Wainui, skąd zabrał nas zarezerwowany wcześniej samochód.
- Tutaj znajdziecie broszurę informacyjną na temat trasy, a tutaj oficjalną stronę.