Na Wyspach Bergamu… Cooka!

Cook’s Islands czyli Wyspy Cooka to piętnaście małych wysepek pośrodku Oceanu Spokojnego rozbite na ponad dwóch milionach kwadratowych powierzchni. Powulkaniczne kawałki lądu lub atole powstałe z koralowców tworzą bajeczne krajobrazy z krystaliczne czystą wodą, piaszczystymi plażami, palmami i bardzo przyjaznymi wyspiarzami. To właśnie na jedną z tych wysp wybraliśmy się w minionym roku w okresie Świąt Bożego Narodzenia (Gwiazdka 2018).

O wyprawie na Wyspy Cooka myśleliśmy juz od dawna, ale wcześniej jakoś nie było okazji, aby tam polecieć. Na okres świąt wiele nowozelandzkich firm zamyka biznes i odpoczywa. Tak też było w przypadku naszych firm. Mając zatem dwa tygodnie urlopu postanowiliśmy spędzić jego część gdzieś poza Auckland. Decyzje o wylocie na Ratortongę (największą wyspę z archipelagu) padła na 4 dni przed faktycznym wyjazdem! Jak na nas to istne szaleństwo spontaniczności!

Widok z tarasu naszego Airbnb. Istny park jurajsku.

Trochę wahaliśmy się czy lecieś na wyspy Pacyfiku w grudniu. W tym czasie panuje tu sezon monsunowy/mokry, co oznacza że opady w tym okresie są tu znacznie częstsze. Gorąco, mokro i parno, tak można w skrócie opisać tutejszy klimat w grudniu. Wiedzieliśmy jednak, że po intensywnym roku naszym głównym celem był najzwyczajniejszy odpoczynek, więc z przekonaniem, że nawet pogoda nie może zepsuć nam planów, kupiliśmy bilety. Decyzja okazała się trafna, bo pogodę mieliśmy wymarzoną, padało a jakże, ale głównie nocą.

Weather Rock.

Lot z Auckland trwał niecałe 4 godziny. Jednak z powodu przesuniecie czasu cała podroż namieszała nam i naszym rodzinom w głowach. Wyspy Cooka znajdują się tuż za linią zmiany czasu, zatem nasz wylot 24 grudnia rano zakończył się przylotem na miejsce 23 grudnia około 13:30. Zatem, gdy zwykle rozmawiamy z naszymi rodzinami w Polsce będąc 12h 'przed’ nimi, tym razem my przeżywaliśmy Święta 'po nich’. Taka namiastka podróży w czasie. 🙂

Po przylocie czekała nas długa, choć bardzo miała, odprawa celna. W kolejce do celnika staliśmy ponad godzinę, co w upale i bardzo dużej wilgotności powietrza było mega męczące i skutkowało puchnięciem palców do poziomu przysłowiowych „serdelków”.

Podobnie jak w Nowej Zelandii, na Raro (tak w skrócie nazywana jest Rarotonga) nie można przywozić świeżych owoców i warzyw. Można jednak przywozić jedzenie, które jest fabrycznie zapakowane.
Wskazówka: Jeszcze na lotnisku przed wylotem na Wyspy Cook’a warto zaopatrzyć się w jakieś wino (max. 2l), które będzie trochę tańsze niż na samej wyspie.

Po wylądowaniu, niczym w amerykańskich filmach o Hawajach, zostały nam nałożone na szyję przepiękne łańcuchy z kwiatów. Super przeżycie! Z lotniska odebrał Henry z firmy transferowej Tiare Transfers, który współpracował z właścicielem naszego Airbnb. Taki transfer to dość wygodna opcja, bo nie musisz martwić się jak trafić do swojego miejsca zakwaterowania, no i jest w miarę tania. Koszt od osoby wyniósł nas $20 nowozelandzkich (waluta Wysp Cooka). Transfer ma oczywiście kilka minusów, głównie okres oczekiwania na wszystkich pozostałych pasażerów którzy przechodzą jeszcze odprawę oraz późniejsza niepewność, czy będą pamiętać o tym, żeby nas odebrać i zawieźć z powrotem na lotnisko (warto przedzwonić i potwierdzić :)).

Zameldowanie do naszego Airbnb okazało się przygodą samą w sobie. Wyluzowani wyspiarze nie sprawdzili maila i nasz domek nie był posprzątany. Cale szczęście wakacyjny humor nas nie opuścił i w czasie kiedy ekipa przygotowywała nasz domek my udaliśmy się na jakieś małe zakupy i spacer do okolicznego miasteczka Muri (40 minut piechota od miejsca gdzie mieszkaliśmy). Co niedziel odbywa się tam market, więc udało nam się zjeść coś ciepłego, wypić coś zimnego i w końcu poczuć klimat wakacji.

Następnego dnia (24 grudnia), wiedzieliśmy ze musimy zacząć dzień stosunkowo wcześniej. Trzeba było porozmawiać z rodzinami w Polsce w Wigilię (uwaga: połączenie internetowe na Raro nie jest doskonale), ale rownież dostać się do miasta, wypożyczyć skuter i zrobić zakupy na najbliższe dni, gdyż wiedzieliśmy, że 25 i 26 grudnia wszystko będzie pozamykane – uroki wakacji w okresie świątecznym. Tym razem nie uskutecznialiśmy spacerów, udało nam się złapać autobus, który jeździ z częstotliwością raz na godzinę. A tak w zasadzie to dwa razy, gdyż na wyspie są dwie linie autobusowe. Jedna jeździ zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, druga w przeciwna, i tak w kółko 🙂

W miasteczku zaraz obok lotniska udało nam się wypożyczyć skuter, który jest najpopularniejszym środkiem transportu na wyspie. W wypożyczalni faktycznie sprawdzali nasze prawo jazdy. By wypożyczyć skuter w tamtej wypożyczalni, polskie i nawet międzynarodowe prawko na auto było niewystarczające. Całe szczęście od kilku miesięcy jestem posiadaczką nowozelandzkiego prawa jazdy na motor i to przeszło bez problemu.
Wyposażenie w środek transportu ruszyliśmy na zakupy do największego marketu na wyspie (wielkość standardowej Biedronki czy Lidla :)). Tu sprawdziły się przewidywane wyższe ceny jedzenia, te same produkty co w marketach w nowej Zelandii były tutaj o $1-$2 droższe, przykładowo 850g jogurtu naturalnego w NZ to $6-7 dolarów, tutaj kosztował $9.

Zaopatrzeni w jedzenie i środek transportu mogliśmy spokojnie zacząć odpoczynek.

U Charliego na pinacoladzie! ?

Informacje dodatkowe:

  • bilet na autobus w jedna stronę kosztuje $5, powrotny $7 (można kupić bilet wielokrotnego użycia) – my kupowaliśmy bezpośrednio u kierowcy
  • Kia Orana! – tak przywitają Cię tubylcy w każdym miejscu na wyspie
  • W wielu miejscach można zapłacić karta, jednak nie wszędzie, zatem posiadanie odrobiny gotówki przy sobie jest wskazane
  • Zwierzęta – na wyspie jest sporo wolno biegających psów (bez opieki, nie że wolno biegają), większość bardzo przyjaznych. Co ważne, miejscowi mocno przestrzegają przed dokarmianiem zwierząt czy to psa, kota czy co bardziej popularnych kurczaków, które są niemal wszędzie.
  • Prawo jazdy można zmienić na ‘miejscowe’ na posterunku policji, koszt z tego co się dowiedzieliśmy to około $25 (chyba ze masz prawo jazdy z NZ lub Australii)
  • Wodę z kranu lepiej jest najpierw przegotować
  • Oprócz kremu z mocnym filtrem, polecamy zabrać również coś na komary, a jeśli będziecie mieć taras lub balkon, z którego chcecie korzystać to polecamy zakupić spiralki odstraszające komary.
  • Nie zostawiajcie resztek jedzenia w pokoju, małe mrówki pojawia się w oka mgnieniu i poźniej trudno je odzwyczaić od wizyt.
  • Nie parkujcie pod palmami! ? – spadające kokosy są tu na porządku dziennym i potrafią narobić sporo szkód.
Zachód słońca.

You Might Also Like