Motutapu i historia porwanego wina

Kuba na Motutapu

Dzień zaczął się niewinnie, spakować udało nam sie już dnia poprzedniego, więc z samego rana pochłonęliśmy tylko szybkie kanapki, herbatę i ruszyliśmy na prom na wyspę Rongitoto. Wygodnie rozsiedliśmy się na najbliższych fotelach i z uśmiechami na twarzy czekaliśmy na początek nowej przygody. Nie była to nasza pierwsza wizyta na wyspie stąd stresu zwiazanego z wizytą nie było. Po chwili jednak nasza pewność została zachwiana. Głos w megafonie oznajmił nam ze warunki pogodowa nie pozwalają na przybicie promu do znanej nam przystani. Prom skierował się do zatoki Islington, ktora znajdowala sie miedzy wyspami Rongitoto i Motutapo. 

Jak sie okazalo wiatr nam sprzyjal, bo ta mała zmiana zaoszczedziła nam 2h chodzenia z ciężkimi plecakami. 

Mapa wysp Rongitoto i Motutapu

Po wylądowaniu skierowaliśmy się do Zatoki Wraków, gdzie, jak chodziły słuchy, wciąż można zobaczyć wystające z dna oceanu pozostałości po licznych statkach. Ku naszemu zdziwieniu zatoka okazała sie bardzo spokojnym miejscem, wiec liczba wraków znajdujących sie w tym miejscu byla dla nas nie lada zagadką… Po małym rekonesansie okolicy, odkryliśmy tablice, która rozwiązała nasza małą łamiglówkę. Okazało się, że zatoka jest cmentarzyskiem starych statków. Nie wiadomo było jak je zutylizować, więc porzucono je właśnie w tej zatoce. Obecnie znajduje sie tam ponad 13 porzuconych wraków. „Niezły śmietnik” – pomyśleliśmy praktycznie natychmiast. Całe szczęście wystające wraki tworzyly pewną atmosferę tajemniczości, którą chłonęliśmy całymi sobą. 

Wrack Bay

Zatoka Wraków na Rongitoto

Spacer nad zatokę do najłatwiejszych nie należał, ale oboje czuliśmy sie jak odkrywcy. Wulkaniczne czarne pustynie, liczne mało stabilne kamienie, zróżnicowane ukształtowanie terenu przyplątane gęstym lasem i śliskimi kamieniami. Zdecydowanie jest to trasa na bezdeszczowa pogodę. 

Spacer po Rongitoto

Spacer po Rongitoto

Nadszedł czas na odkrycie nowej wyspy. Wiedzieliśmy, że na Mototapu prowadzi przejście z Rongitoto. Wyobrażaliśmy sobie przeprawę kładką czy usypaną z ziemi dróżkę prowadzącą między rozszalałym oceanem.  To co zobaczyliśmy przeszło nasze wyobrażenie… Całe przejście to śliczny biały mostek, o długości nie większej jak 2m, pod którym praktycznie nie było żadnej wody. Zero rozszalałego oceanu… 

motu_6-compressor

Jednak Motutapu znacząco rożni sie od swojej siostry. Rongitoto to najmłodsza wyspa Zatoki Hauraki, natomiast Motutapu należy do jednej z najstarszych. Wyspa wykorzystywana jest rolniczo, przez co lasu nie ma tu praktycznie wcale. Większa część została wycięta przez mieszkających tu wcześniej Maorysów, a jakieś 800 lat temu, gdy powstawała Rongitoto, pyły wulkaniczne pokryły wyspę Motutapu i pozbawiły ją pozostałych drzew. Wiedzieliśmy, że bez kremu z wysokim filtrem i sporego zapasu wody nie ma sie co ruszać z domu. Nie wiedzieliśmy jednak ze część ścieżek prowadzących do kempingu może być niedostępna. Przejścia broniły stada byków, a choć Kuba czuł się na siłach przeciwstawić się nie jednemu, to ja jednak preferowałam poprzedzieranie się przez tradycyjny, nudny busz i wysoką trawę. Tym sposobem pierwszego dnia, po ponad godzinnej wędrówce w pełnym słońcu wróciliśmy tam skąd zaczęliśmy. 

motutapu_krowa

Przyszedł czas rozważyć inną trasę. Z przygoda w sercu, niestety bez innej opcji, wybraliśmy nieutwardzoną drogę prowadzącą wprost do Home Bay, czyli miejsca gdzie planowaliśmy spędzić noc. Mocno zakurzeni dotarliśmy w końcu na miejsce. Piękna zatoka szum oceanu i…wiatr, który tym razem postanowił nam trochę poprzeszkadzać. Oboje jesteśmy zapalonymi wędrowcami, jednak z bardzo niewielkim doświadczeniem jeśli chodzi o stawianie namiotów czy całe to kempingowanie. Z namiotem polataliśmy troche po całym polu namiotowym wybierając najpiękniejsze i najmniej zawiane miejsce. Skończyło się pod największym drzewem pohutakawy w okolicy, ale bez widoku na ocean.

Jak tylko udało nam się zabezpieczyć namiot i wbić te wszystkie śledzie i inne ryby, rzuciliśmy się na obiad. Jagnięcina po śródziemnomorsku była wręcz doskonała. Rozpoczęliśmy nasz weekendowy relaks. 

Kamping pod Pohutakawa

Spacery nad oceanem i przyjemna popołudniowa drzemka była wręcz spełnieniem naszych marzeń, a śpiew ptaków jeszcze nie zaczął nas denerwować – choć byliśmy przekonani, że zaczną śpiewać głośniej jak tylko będziemy chcieli iść spać 🙂

Home Bay

Na wieczór przytargaliśmy na plecach Kuby, smakowitą butelkę sauvigniona, którą planowaliśmy wypić delektując się widokiem plaży. Niestety ocean nie spełnił się w roli chłodziarki i pochłonął naszą butelkę. Liczne poszukiwania nie przyniosły rezultatu i wieczór spędziliśmy przy kubku zielonej herbaty. Wiemy przynajmniej, że Kuba jest w stanie przejść kilka dobrych godzin z 65l plecakiem zaopatrzonym w wino. Na kolejną wyprawę weźmiemy po prostu dwie butelki! 

Jeśli myślicie, że taka wyspa to tylko relaks, to zdecydowanie bywają też momenty grozy. Poszukiwanie szlaku, dywagacje, którą ścieżkę wybrać oraz przejścia przez pastwiskach z krowami (mamy nadzieję, że to były krowy, a nie byki) wcale nas nie ominęły. Trzy razy próbowaliśmy się jakoś prześlizgnąć i poszukać jakiegoś obejścia. W końcu skończyliśmy otoczeni przez stado, z sercem w gardle i posuwając się wolno acz zdecydowanie do znajdującego się nieopodal mostku. Do tego lekka niepewność, skąd dziś odpływa prom i szybki marsz by zdążyć na ostatni dodawały smaczku. Całość w lejącym się z nieba żarze. Zdecydowanie był to niezapomniany weekend 🙂

motu_3-compressor

motutapu_drzewa

You Might Also Like